Blogmas #2! Moje kosmetyczne zaskoczenia w 2022 roku!

Cześć! Dzisiaj przyszedł czas na taki pierwszy, oficjalny blogmassowy wpis - umówmy się, wczoraj było luźne wprowadzenie. Chciałabym, jak już możecie wnioskować po tytule, podać Wam moje kosmetyczne (pozytywne) zaskoczenia z tego roku! A trochę ich będzie, więc aby nie przedłużać...




Lecimy z grubej rury! Zdecydowani ulubieńcy to produkty marki Biolove, która dostępna jest w drogeriach Kontigo. Miałam okazję przez rok współpracować z nimi i przetestować wzdłuż i wszerz wszystko to, co wpadło mi w oko. Tak więc wszelkiego rodzaju masła, musy do ciała, ale i peelingi, żele pod prysznic, sole do kąpieli tej marki - to moje bezapelacyjne must have. Skupiając się jednak na tych smarowidłach, przede wszystkim obłędnie i naturalnie pachną. Po serii pierniczki w czekoladzie do dziś nie mogę się otrząsnąć - tak, pobudzają apetyt cholernie! Ale, no nie tylko o zapach chodzi, prawda? No więc - musy i masła do ciała konkretnie nawilżają skórę, otulając ją i zostawiając taką lekko tłustą, lecz nieklejącą się warstwę - polecam Wam to rozwiązanie szczególnie na zimę, gdy chętniej używa się cięższych kosmetyków. Dzięki nim skóra będzie odżywiona, ukojona, nawilżona i gładka. Na wiosnę czy lato polecam za to lekkie masło do ciała, które ma już konsystencję przeciętnego balsamu i szybko się wchłania, mimo to fenomenalnie działając! A ten malinowy wariant w moich nozdrzach to coś na wzór perfum, które spokojnie mogłabym używać na co dzień. Biolove, przemyślcie to! :D Szeroka gama wariantów sprawi, że każdy znajdzie coś dla siebie, a te cięższe, słodkie zapachy mogą okazać się strzałem w dziesiątkę jako dodatek do świątecznego prezentu!


Kolejny - moim zdaniem rewelacyjny produkt to krem do rąk marki Yope o zapachu herbaty i mięty! Ja jestem totalną herbaciarą, więc tego typu mieszanki konkretnie do mnie przemawiają, ale działanie tego kosmetyku całkowicie mnie zachwyciło - i zaskoczyło zarazem! Mam problem z tym, że gdy tylko przychodzą chłodne dni to moje dłonie magicznie stają się suche, bolące, czerwone, popękane. No niezbyt to atrakcyjne. I zawsze miałam kłopot, aby znaleźć odpowiedni preparat, który sobie z tym poradzi - do póki intuicja nie podpowiedziała mi, aby zamówić tego gagatka. To był strzał w dychę! Dłonie są wręcz w kilka chwil ukojone i szybko wracają do stanu, w jakim powinny być - czyli takim bez bólu i koloru buraka. Naprawdę u mnie tak to wygląda, gdy temperatura spada, mam czasem problem ze złożeniem dłoni w pięść, bo czuję jak rozrywa mi skórę. Auć, co nie? Jeśli na moje wymagania się sprawdza - to wydaje mi się, że odnajdzie w nim ulubieńca każdy! Do tego ja nienawidzę, jak mam tłuste dłonie, a ten krem w ogóle się nie klei! I tak super lekko się wchłania, że nie brudzę sobie później telefonu i wszystkiego dookoła tłustymi śladami!

Pewnego dnia stwierdziłam, że spróbuję peelingu do ust. Serio, może spałam pod kamieniem, ale dopiero w 2022 po raz pierwszy sprawdziłam takiego rodzaju kosmetyk. Padło na markę Resibo i ich arbuzowy twór, który okazał się tak obłędny, że zużyłam już kilka opakowań... Pomijam cukrową słodycz i fajny zapach (chociaż myślałam, że arbuz to nie dla mnie). Ten produkt tak cudownie wygładza i zmiękcza usta, że korzystanie z niego jest aż uzależniające! Jestem posiadaczką dość pełnego ich kształtu, ale po wykonaniu takiego "zabiegu" są jeszcze bardziej soczyste - aż chciałoby się tak na stałe. I sam słoiczek... Jest mega uroczy!


Będąc przy peelingach nie da się też nie wspomnieć o czymś do całej twarzy - i tutaj znowu oddaję miejsce dla Resibo i to wygładzające, ekspresowe cudo w metalowej tubce. Może samo opakowanie nie jest moim ulubionym, ale kosmetyk jest tak delikatny dla cery i działa na tyle zadowalająco, że przymykam na to oko. Cera po użyciu staje się rozjaśniona, wygładzona, miękka i wręcz aksamitna w dotyku! Nabiera takiego zdrowego blasku i naturalnego glow. To również rzecz, której zużyłam w tym roku kilka opakowań!


Lecimy jak burza - nie ma co przedłużać, rozpisać mocniej mogę się w innych postach! Chronoaktywne serum ujędrniające do ciała i biustu marki Yoskine uwiodło mnie swoim zapachem, konsystencją, tym jak cudownie się wchłania i że faktycznie, nawilża skórę tak mocno, że sprawia ona wrażenie jędrniejszej, pełniejszej. Niestety nie wiem co się stało, ale druga tubka tego kosmetyku zaczęła mnie uczulać i wyskakiwała mi taka swędząca kaszka na dekolcie - bardzo mi smutno z tego powodu, bo uważam że jest to produkt rewelacyjny! Jak przetestujecie, to mam nadzieję, że sprawdzi się u Was w stu procentach! :D


Jeszcze innym, ciekawym produktem radzącym sobie z bliznami i rozstępami okazał się krem do ciała marki L'biotica. Naczytałam się w internecie, że działa dobrze, chociaż śmierdzi i trochę się obawiałam, ALE - chyba została zmieniona jego formuła, bo to jak pachnie wydaje mi się całkiem przyjemne. Nie mogę wypowiedzieć się w kwestii rozstępów, bo moje są już leciwe i chyba nic na nie nie pomoże, ale w kontekście blizn jak najbardziej wydaje mi się to słój warty uwagi. Jest bardzo wydajny, pojemność jest duża, krem trochę bieli, ale przy chwilowym masażu fajnie się wchłania i faktycznie wyrównuje koloryt skóry. Wiem co mówię - moje ciało tworzy blizny i przebarwienia, które nie chcą schodzić latami. Więc jak na mnie coś działa, to zadziała na przeciętnego Kowalskiego. :D


Pozostając w temacie niedoskonałości - kolejny preparat na blizny, godny uwagi - był nawet poświęcony mu post na tym blogu, więc zachęcam do odwiedzin. Sceptycznie podchodziłam do niego po tym, jak narzeczony opowiadał, jak fizjoterapeutka z jego pracy mówiła, że preparaty silikonowe są o kant dupy i nie działają. No ale przetestowałam i wiem, że nie miała racji. Mam dość ciemne plamy na nodze po zbyt mocnym dociśnięciu maszynki do golenia, a po codziennym używaniu tego sprayu wybieliły się do prawie niewidocznych. Wystarczyło mi go na bardzo długi czas, ale teraz z wielką chęcią zamówię kolejne opakowanie, bo jak zdążyliście się w tym wpisie przekonać - mam problemy z utrzymaniem równego kolorytu skóry na ciele. :D Jedna z koleżanek bardzo polecała mi silikonowe plastry tej marki, ale nie mam aż tak dużych problemów, by musieć je używać - jednak puszczam w świat, bo może komuś to info się przyda!



Pozytywne wrażenie wywarła na mnie w tym roku również marka Lirene, a przede wszystkim masełko do demakijażu z brzoskwiniowej serii - nie dość, że fenomenalnie pachnie (ja kocham wszystko co z brzoskwinią), to do tego bez problemu radzi sobie z makijażem. I przyznam Wam szczerze, że zdarza mi się używać także ten produkt, gdy nie mam na sobie makijażu, tak po prostu, do masowania skóry przed użyciem żelu do mycia twarzy. To jak mięciutka jest po tym cera w dotyku, jest wręcz nie do opisania słowami. Jak u nastolatki! A ten czas już u mnie dawno minął... :D I super jest to, że niewiele kosztuje, a wystarczy na długo!


Zbliżamy się już pomału do końca, chociaż takich perełek odnalazłabym więcej, ale może stworzę drugą część tego wpisu - jeśli tylko będziecie chcieli. Teraz przyszedł czas na włosy i markę Biovax - wiecie co, nie mam pojęcia co to spowodowało, ale bardzo długo wzbraniałam się przed wypróbowaniem kosmetyków tej marki. I nie mam pojęcia dlaczego. Na ten szampon z serii minerały i diamenty zdecydowałam się, cóż, nie będę Was oszukiwać - bo spodobało mi się opakowanie. ALE! Po pierwszym użyciu zakochałam się i w kosmetyku - super oczyszcza włosy, pachnie jak z luksusowego salonu (i utrzymuje się to później na włosach!), powoduje że nawet i bez odżywki dobrze się je rozczesuje (a mam kudły do pasa, średnioporowate i bardzo gęste, które lubią się kołtunić). Ponadto po pierwszej tubce mogłam już zauważyć to wzmocnienie, a także to że włosy są odbite od nasady, nie takie obciążone. Przy tym produkcie mogłam zapomnieć od czasu do czasu o odżywce (chociaż staram się tego nie robić), a i tak byłam zadowolona z wyglądu końcowego. Do tego wariantu z pewnością wrócę, ale teraz zachęcona jestem do testowania kolejnych.


I na sam koniec - chociaż mam wyrzuty sumienia, że nie wymieniłam w tym poście jeszcze kilku kosmetyków - serum witaminowe od HOA Natural. Wiem, że tyle ilu zwolenników, ma także przeciwników, ale ja należę do tych pierwszych. Zachwycam się zapachem produktu, opakowaniem, wygodną pipetą, która mi się nie zepsuła po kilku użyciach (a jest to częste w moim przypadku) i tym, że świetnie odżywia skórę! Fakt, produkt jest tłusty, dlatego używam go na noc, ale bez wątpienia jest hitem jeśli chodzi o zregenerowanie mojej suchej cery, potrzebującej zdrowego wyglądu. Nie zapycha mnie, nie uczula i nie podrażnia. Tłustość może być faktycznie minusem, ale moi drodzy - wskażcie mi coś bez wad! :D

Powiedzcie mi, czy coś z tego zestawienia wpadło Wam szczególnie w oko? A może pokrywacie jakąś opinię z moją?

Komentarze

Popularne posty