Czasem po prostu nie ma weny...

Cześć! Na pewno macie czasami takie dni, jakie mnie dopadły właśnie dziś. A mianowicie jest to poczucie "bezsensu", chęci lenistwa do końca dnia i braku pomysłu na coś kreatywnego. Nie wiąże się to z obniżonym nastrojem, a bardziej przemęczeniem, które zaczynam odczuwać. Dlatego dziś, specjalnie dla Was, post o wszystkim i o niczym - bo bardziej od lenistwa, zależy mi na dotrzymaniu słowa i opublikowaniu 24 postów w grudniu!

A więc ten dzień blogmasu może służyć Wam motywacyjnie. Dlaczego? A no dlatego, że chciałam zawrzeć tu taki przekaz, że jeśli czasem macie tak jak ja dziś - to możecie odpuścić. Możecie zmienić plany, zrobić coś inaczej niż było założone. To nie znaczy gorzej. Mój wewnętrzny perfekcjonizm mówił mi długo, że jak wykonam jakąś czynność inaczej, niż sobie zaplanowałam, to znaczy że będzie źle i lepiej nie robić nic. A to nie jest prawda! Lepiej zrobić cokolwiek i być krok do przodu, niż nie zrobić nic. Nie zrozum mnie źle, nie myl tego z brakiem zaspokajania potrzeb. Jeśli czujesz, że musisz odpocząć to po prostu odpocznij, wrzuć na luz. Zresztą, odpoczynek to nie nagroda a podstawowa potrzeba fizjologiczna! Jeśli będziesz "jechać" bez resetu bardzo długo, bo wydaje Ci się, że go "nie potrzebujesz" możesz wpaść w przewlekłe zmęczenie, które nie jest tak łatwe do odkręcenia, jak mogłoby się wydawać - wtedy "wyspać się" nie wystarczy. Jednak dobra, bo smęcę, a nie taka miała być idea! 

Czasem zwyczajnie mi brak weny twórczej - no cóż, może dopaść każdego znienacka i zamiast się załamywać, warto spojrzeć na to chłodno, trzeźwo. Oj stało się, no i co? Się nie odstanie. Jesteśmy tylko ludźmi i póki nie robimy swoimi czynami komuś krzywdy, to jakby wszystko jest w porządku. Może nauka odpuszczania małymi krokami, to też takie ćwiczenie dla pracoholików - pewnie ktoś to wymyślił przede mną, ale właśnie wpadło mi do głowy. No bo jeśli ktoś jest uzależniony od pracy i nagle zaczyna się wypalać, nie może pogodzić się z wizją "robienia niczego". Zakłada sobie każdego dnia nowe czynności, ale po prostu pewnego razu brakuje mu na nie sił. Jeśli na liście ma 10 rzeczy do zrobienia, a wykona 5 - to źle? A jeśli wykona 3? NIE! Dla mnie to lepsze niż nic! I właśnie TO może być fantastyczną nauką odpuszczania. Nie myśl sobie "ale jestem beznadziejny/a, zrobił_m tylko 2 rzeczy, a miał_m 10! Pomyśl: super, dwa zadania wykonane! Reszta widocznie nie była tak istotna - zrobię jutro/pojutrze/w przyszłości. Nie mylcie tego z prokrastynacją, dobrze jest obowiązki wykonywać od razu, ale ile razy na Waszej liście lądowało jakieś abstrakcyjne odsuwanie mebli, które przekładaliście 2 tygodnie? Serio, takie niewykonane sprawunki nie spowodują, że świat się zawali.

Dlatego ja dziś tak na pół gwizdka. O wszystkim i o niczym. Miałam pozmywać, ale mi się nie chce - odpuszczam. Pójdę po coś smacznego do sklepu i poświętuję, że wykonałam wszystkie faktyczne obowiązki. :D



Komentarze

Popularne posty